sobota, 16 marca 2013

Czas, czas...czas powrotu...

M: Czas, ile to już wody upłynęło... ale przecież woda ciągle jest nową, a może jednak nie. Czas, ale nie linearny, o nie, w cyklu, w kole. Zatem mamy tym razem wiosnę, choć to brzmi jak żart w połowie tego zmrożonego marca. Przedwiośnie, jest wciąż dzieckiem Zimy, a nie oseskiem Wiosny...
Dzięki temu jednak nie ma nudy, jest inaczej, za każdy razem nie tak samo, a niby powtarzalnie. Rok temu pakowaliśmy się do Krakowa na krótki wypad, potem w góry. Było plus dwadzieścia stopni, zieleń i kwiaty. Dziś kikuty drzew szare i czarne, ostre powietrze i słońce  i niebo rodem ze skandynawskiej surowej Północy. Zieleń jest dziś marzeniem, w oczach mamy biel, monotonną, zamęczającą i nieprzejednaną w swej... bieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz